Waniliowy Świat – Pakuję Plecak i Jadę

Opublikowano: 31 października, 2022

WANILIOWY ŚWIAT – PAKUJĘ PLECAK I JADĘ

Tempus Fugit – Ubezpieczenia Podróże Turystyka

To miejsce w którym poznajemy nie tylko miejsca, ale również ciekawych ludzi.

W dzisiejszym odcinku porozmawiamy z Agnieszką, autorką i bohaterką bloga ,,Pakuje plecak i jadę”

Agnieszka uwielbia podróże i zakochana jest w niecodziennej odmianie, czyli ,,Hobo Life”.

Specjalnie dla nas opowie mam o swojej ostatniej wyprawie na Bałkany.

Tempus:

Witamy serdecznie! Aga opowiedz nam od kiedy zaczęła się twoja przygoda z podróżami? Jak często podróżujesz? Co właściwie oznacza zwrot ,,Hobo Life”?

Pakuję plecak i jadę:

Hej, stwierdzenie „Przygoda z Podróżami” uważam i od zawsze uważałam za przesadne. Ja moich wypadów nigdy nie nazywałam podróżami, a siebie Podróżniczką. Chodzi mi o to, że do momentu wyruszenia we wspomnianą przez Ciebie szaloną eskapadę na Bałkany, wyjeżdżałam jedynie na krótki, kilkudniowe, max.2 tygodniowe wyprawy. Zawsze byłam ograniczona studiami, pracą, problemami ze zdrowiem, koroną itd. Moja pasja pojawiła się ponad 7 lat temu, paradoksalnie z braku czasu i oczywiście spontanicznie, jak to w moim życiu zawsze wygląda, jeśli chodzi o te najlepsze rzeczy. Miałam 20 lat, pracowałam na pełen etat na kasie w supermarkecie, jednocześnie przygotowywałam się do matury, realizowałam kurs, dodatkowe lekcje i szczerze mówiąc w miesiącu wpadało mi może kilka dni wolnego. Stwierdziłam wówczas, że szkoda ten czas tracić na melanże ze znajomymi i wpadłam na pomysł, żeby gdzieś chociaż na chwilę pojechać. Zaczęłam powoli zamieniać imprezy na „podróże”. Najpierw był Toruń na 1 dzień, potem Kołobrzeg na parę dni, aż wreszcie wypad życia, przynajmniej traktowany tak przeze mnie w tamtym okresie  do Pragi.

Przez stronę internetową www.globtroter.pl, która umożliwia ludziom chcącym odkrywać świat poznanie kompana/kompanów. Ja spotkałam tam sympatyczną koleżankę, która zaproponowała mi autostop do stolicy Czech. Dla mnie to była wtedy abstrakcja. Cóż, podróżowanie to proces. To tak nie działa, że osoba, która nie przekroczyła granic Polski, nagle wyrusza na stopa z Polski do np. Armenii. Przynajmniej u mnie to tak nie wyglądało, w ,,podróżo-holizm” popadłam znacznie później, a Armenii też jeszcze nie odwiedziłam, ale jest na mojej liście. Z Gabi statecznie wieczorem pojechałyśmy Polskim Busem. To był mega intensywny, niskobudżetowy wypad, zeszłyśmy na piechotę pół miasta, łaziłyśmy od rana do nocy. Autokarem w obie strony podróżowałyśmy nocą, zaoszczędziłyśmy więc czas i kasę. Do Gdańska wróciłam padnięta, ale z super wspomnieniami, szczęśliwa i wtedy zrozumiałam, że taki styl odkrywania świata jest moim stylem. Potem we włoskiej Toskanii oniemiałam na widok prawdziwej palmy, którą wówczas zobaczyłam po raz pierwszy na oczy J. Podróże, wtedy jeszcze takie w cudzysłowie zaczęły stawać się moją pasją, z czego jednocześnie mega się cieszyłam i byłam też troszkę dumna. Pamiętam, że gdy pracowałam na tej kasie w sklepie, ktoś powiedział mi, że to moje jedyne hobby. Właściwie ta osoba miała trochę racji, zrobiło mi się przykro, ale przecież zawsze powtarzałam, że moją pasją jest słuchanie muzyki, jazda na rolkach i spotykanie się ze znajomymi. Cóż, dzięki wyjazdom moje życie stało się zdecydowanie pełniejsze i bardziej szczęśliwe.

Wracając do stwierdzenia, że podróżowanie to proces. Początkowo uprawiałam turyzm i jeździłam standardowo w cywilizowany sposób, nocując w tanich hostelach, airbnb, skupiając się na zwiedzaniu i fociach. Myślę, że ileś tam dobrych miesięcy straciłam, dostosowując się w kółko do upodobań, preferencji, wyobrażeń eksploracji świata przez mojego ówczesnego partnera życiowego. Ja od zawsze byłam otwarta, lubiłam poznawać nowych ludzi, chciałam świrować w tych podróżach, robić szalone rzeczy, kolekcjonować doświadczenia, mieć mnóstwo zwariowanych wspomnień. Niestety, o wspólnym autostopie z tamtym kompanem mogłam zapomnieć, jedynie w dwóch awaryjnych sytuacjach w 2017 udało mi się złapać dla nas dwa stopy i byłam wtedy najszczęśliwszą dziewczyną na świecie (śmiech)J. Na prośby o couchsurfing, dostawałam odpowiedź, że „Nie będę spać za darmo po ludziach”. Przytoczyłam tutaj ten cytat, bo wiem, że couchsurfingowa awersja wynikająca z braku wiedzy to wcale nierzadki problem. Ja po raz pierwszy zanocowałam u hostów poznanych przez ten portal na Sycylii, dokąd poleciałam z koleżanką z grupy podróżniczej z fb. Brakło mi słów na ogrom gościnności i życzliwości, jakich doświadczyłyśmy od naszych gospodarzy. Na temat couchsurfingu mogłabym tutaj napisać całą rozprawkę, ale nie o to chodzi, o dwóch kwestiach na pewno warto wspomnieć – nigdy nie traktujemy domu hosta, jak darmowego hotelu, w związku z czym trzeba wziąć pod uwagę ewentualną konieczność zmiany, dostosowania własnych planów plus idea couchsurfingu to poznawanie nowych, ciekawych ludzi z tą samą pasją i wspólne spędzanie czasu, zwiedzanie, wyjście na pizzę, imprezę itd.

W 2019 roku w procesie mojej turyzmo-podróżniczej metamorfozy nastąpił przełom, w końcu odważyłam się na podjęcie kroków, do których dojrzewałam zbyt długo, ale wreszcie zaczęłam jeździć po swojemu, bardziej na dziko, zeszłam na ziemię i olałam to cykanie foteczek telefonem, dla tych zrobionych oczami, fajne miejscówki spadły na drugi plan, a na pierwszych miejscach znaleźli się ludzie i fajny czas w podróży, fajne wspomnienia. Zaczęłam coraz bardziej oddalać się od turyzmu, a moje tripy stawały się coraz bliższe podróżom (przynajmniej w moim rozumieniu znaczenia tego słowa). Ruszyłam z koleżanką, poznaną przez grupę podróżniczą na fb, na stopa do Szwajcarii, a dwa tygodnie później uderzyłam w swojego pierwszego w życiu ,,solo tripa” za granicę do Belgii i Danii. Przed samodzielnymi wyjazdami zawsze blokował mnie mój żałosny angielski, ale tamten okres tych takich bardziej planowanych, oczywistych podróży uświadomił mi, że brak czasu, towarzystwa, znajomości języka obcego to nie są bariery tylko wymówki. Kiedyś leciałam do Paryża(jeszcze w trakcie uprawiania turyzmu haha) w samolocie usiadł obok mnie pewien starszy pan. Zapytałam go wtedy, czy leci sam. Odpowiedział mi: „Nie, z dwustoma innymi pasażerami”. To zdanie dało mi do myślenia i pamiętam je do dziś. Autostop i moje solo odkrywanie świata zdecydowanie potwierdziły, co wtedy usłyszałam od tego mądrego człowieka. Wszędzie otaczają nas miliony wspaniałych osób, życzliwych, pomocnych, uśmiechniętych, posiadających wiele interesujących historii, z których możemy wynieść coś ważnego, mądrego dla własnego życia. Dzięki podróżom i tym w cudzysłowie i tej na Bałkany, uwierzyłam w dobrych ludzi i zrozumiałam, że świat jest fajny, zmieniłam podejście na bardziej pozytywne, zaczęłam doceniać drobiazgi i cieszyć się z nim.

Po moim przełomie w 2019 roku posypało się jeszcze parę samodzielnych wyjazdów za granicę i wypadów na stopa, po czym zaczęłam coraz poważniej marzyć i myśleć o prawdziwej podróży, czułam, że potrzebuję czegoś więcej, takiego na serio, z impetem. Coraz bardziej docierało do mnie, że moim domem jest droga. Korona zrujnowała mi jednak wszystkie plany dotyczące rocznego jachto-stopa do Ameryki Południowej i Północnej. Nie dałam jednak za wygraną, trochę nieświadomie, trochę z powodu moich własnych wyborów, trochę z przyczyn losowych (chociaż ja zawsze powtarzam, że nic nie dzieje się bez przyczyny 🙂 stało się tak, że od 31 października 2020 żyję w nieustannej podróży, moje marzenie spełniło się. Od tamtego pamiętnego Halloween do czerwca 2022 zdążyłam pomieszkać sobie w 3 innych miastach w Polsce i zrobić łącznie z 11 przeprowadzek. To chyba właśnie w ten sposób zaczęło się to moje całe „Hobo Life”, mimo że jeszcze wtedy tak tego mojego zwariowanego życia nie nazywałam. Hasło pojawiło się po raz pierwszy podczas naszej szalonej podróży życia na Bałkany i oznacza nic innego, jak włóczęgostwo (śmiech) J.

Lądując w Katowicach, podczas mojej zwariowanej na totalnego spontana przeprowadzki z Gdańska na drugi koniec Polski w pogoni za nowym życiem i świeżym górskim powietrzem, śmiałam się, że zamiast w Ameryce Południowej, znalazłam się w Polsce Południowej. Cóż, zawsze jakiś progres. W samej stolicy województwa Śląskiego przeprowadzałam się kilka razy, działo się dużo, oczywiście otaczali mnie super ludzie. Przyjechałam do Katowic nie znając nikogo, nie mając niczego, ale ani przez chwilę nie poczułam się samotna, wręcz przeciwnie – wiedziałam, że zawsze mogę tam na kogoś liczyć. W lipcu 2021 właśnie z przyczyn losowych musiałam wrócić na chwilę do Gdańska. W sierpniu 2021 miesiąc spędziłam w Opolu. Potem był ponownie Gdańsk, genialny trip do Bułgarii z przyjaciółką i obcowaniem ze wspaniałymi lokalsami. Następnie był Gdańsk, jak i nieudana, również z powodów niezależnych ode mnie, próba trzy miesięcznej podróży na Bałkany, znowu Gdańsk, solo trip na 10 dni ponownie na mój Śląsk, z tym, że w Beskidy, tydzień w Krakowie. Następnie prawie trzy miesiące spędzone w Gdańsku. W tym roku w marcu przeprowadzka do Krakowa na trzy miesiące. Potem Gdańsk pomieszany z wyjazdami na Śląsk. I wreszcie nasza zrealizowana podróż życia na Bałkany.

O co chodzi z tym Gdańskiem?

Pochodzę stamtąd, urodziłam się w tym mieście, ale nie pałam wielkim entuzjazmem do tego miejsca. Pomiędzy okresami, gdy nie wynajmowałam lokum w Kato, Opolu, ani Krakowie, śmiałam się, że nie miałam domu (śmiech)J. Usilnie twierdziłam, że Gdańsk nie było już moim miejscem zamieszkania, ale wciąż po krótkich tripach, albo wypadzie, który nie wypalił, jak to opisałam powyżej, przyjeżdżałam na chwilę do Trójmiasta. Mogę właściwie powiedzieć, że z tym Gdańskiem też wiążą się moje podróże, tylko takie troszkę inne – między biegunowe, w które uderzam od ponad 10 lat. Choroba afektywna dwubiegunowa, a raczej depresje nierzadko niszczyły nie tylko możliwość podjęcia przeze mnie pracy, ale też tripy, na ostatnią chwilę musiałam odwoływać wypady, traciłam kasę za loty, bilety na pociąg itd… Moja pasja rozpoczęła się, gdy byłam w trakcie remisji i na tamten okres (nie)pechowo przypadły też tamte bardziej cywilizowane wyjazdy. Potem lekarz popełnił błąd i tak dwu biegunówka zaczęła zamykać mnie w domu, a raczej domowym więzieniu na coraz częściej i na coraz dłużej. Szczęśliwie nie wpadam w manię, odloty, nie tracę kontroli, w moich świadomych hipomaniach jedynie prawie nie jem, nie śpię i trzęsą mi się ręce niczym piłabym latami jak alkoholik, stąd też na blogu czasem wrzucam filmiki z latającym obrazem. O chorobie nie będę się tutaj za dużo rozpisywać, bo to nie temat tego wywiadu, wspomniałam jednak, bo chcę po pierwsze powiedzieć, że ludzie chorzy psychicznie mają prawo żyć normalnie, mieć marzenia, odkrywać świat. Na moim blogu ,,Pakuję plecak i jadę” również walczę ze stygmatyzacją, czasem mówię otwarcie o bipolar life i bardzo cieszą mnie pozytywne reakcje odbiorców, zero hejtów. Po drugie, podróż życia na Bałkany okazała się moim nie farmakologicznym lekiem, w końcu odzyskałam wolność, mimo że bywało bardzo ciężko, ból psychiczny nie odpuszczał, nie miałam siły wziąć hobo prysznica nawet w zlewie, płakałam, ale szłam, mogłam IŚĆ. Klucz do mojego cudownego, dwubiegunowego ozdrowienia jest prosty. Ból psychiczny został nagle rozproszony przez tysiące pozytywnych czynników, bodźców. Podczas naszej autostopowej podróży życia na Bałkany codziennie działo się coś nowego, fajnego, zwariowanego, spontaniczność, masa przygód, fantastyczni ludzie spotykani w drodze, piękne miejsca, a poza tym spełniałam marzenia, realizowałam pasję, która daje mi tonę radości. Moją uwagę rozpraszały też kryzysowe sytuacje, kiedy autostop weryfikował naszą siłę fizyczną, umiejętność przetrwania, chociażby dźwiganie domu i wszystkich gypsy’s tobołków przez 50 dni na plecach i w rękach. W takich warunkach każdy ból, również ten fizyczny migrenowy, czy złamanej nogi, stałby się słabszy. Ależ się rozgadałam, jak to zawsze ja (śmiech)J. Jeszcze na koniec odniosę się do pytania o częstotliwość moich podróży. Do czasu zakończenia licencjatu, studiów dziennych po prostu pakowałam się w każdą wolną chwilę, czyli weekendy, przerwy świąteczne, międzysemestralne. Wraz z biegiem czasu zaczęłam jeździć więcej i więcej, swobody dodały mi studia zaoczne, praca na umowę zlecenie z elastycznym grafikiem, więc mimo problemów, które fundowała mi dwu-biegunówka mogłam realizować marzenia. W pewnym momencie złapałam się na tym, że wpadłam w ,,podróżo-holizm”, nie zdążyłam wrócić z jednego tripa, a już planowałam kolejny. W 2019 dotarłam do chwili, gdy za granicą lądowałam średnio dwa razy w miesiącu. Potem jednak korona przystopowała moje podróże, odkrywałam głównie niezwykłe miejscówki w Polsce i właśnie w trakcie pandemii doszłam do wniosku, że nie doceniałam naszego kraju pod względem atrakcyjności turystycznej. Do realizowania pasji wróciłam w połowie zeszłego roku, kiedy po ponad 1,5 roku po raz pierwszy ponownie wsiadłam do pociągu, poleciałam samolotem dosłownie płacząc z radości i wzruszenia. Tak, podróże to duża część mojego życia, teraz to już chyba nawet coś więcej niż pasja.

Tempus :

Jeżeli już wiemy jaką formę wyjazdów wybrałaś, powiedz nam jak wyglądają przygotowania do wyjazdu?

Czy po prostu jest to chwila, masz pomysł, telefon od przyjaciela jak w milionerach i akcja trwa 10 minut,

pakujesz się i już cię nie ma 🙂

Pakuję Plecak i Jadę:

Właściwie to trafiłeś w dziesiątkę, totalny spontan, moje plany mają to do siebie, że nigdy nie wypalają, a kiedy jadę tak bez planu zawsze dzieją się genialne historie. Od czasu, kiedy skończyła się moja dwubiegunowa remisja, czyli ponad 4 lat nie mam też innej możliwości, niż po prostu korzystać na maksa z każdego, dobrego dnia bez smutnej depresji i tak też właśnie robię. W remisji tripy planowałam, kupowałam loty z wyprzedzeniem, ale też bez przesady, wyjątkiem była jedynie podróż do Tajlandii, kiedy loty zabukowałam na pół roku wcześniej. Chociaż mi od zawsze planowanie kojarzyło się z nudą, więc cóż, po prostu pakuję plecak i jadę.

Tempus:

Jakie plany wyjazdowe masz na przyszłość? Na najbliższy miesiąc, a może i nowy rok? Czy nie sięgasz myślami aż tak daleko?

Pakuję Plecak i Jadę:

Jak wyżej, staram się nie wybiegać za daleko w przyszłość, cieszę się każdą moją fajną minutą, godziną i doceniam. Chce byc szcześliwa przez dlużej niz krotka chwile. Bede o to walczyc kazdego dnia. I o marzenia, też. Wiem jedno, że ta szalona podróż na Bałkany tylko potwierdziła i jeszcze bardziej uświadomiła mnie w przekonaniu, że moim domem jest droga. Teraz wręcz nieswojo czuję się w 4 betonowych ścianach, łazience z sufitem zamiast gwiazd (śmiech)J.

Chcę żyć w podróży i do tego dążę i dążyć będę. W moim całym życiu chciałabym zamieszkać w przynajmniej kilku miejscach na świecie.

,,Hobo Life  – Is My Life”

Wciąż w głowie mam moje marzenie o rocznej podróży jachto-stopem do Ameryki Południowej i zjechaniu wszystkich Ameryk stopem, gdzie tylko się da.

Tempus :

Czy masz kilka ciekawych historii które możesz nam opowiedzieć z ostatniego wyjazdu?

Na co możesz uczulić naszych czytelników, którzy chcieli by jak ty posmakować ,,Hobo Life”?

Czy każdy może wybrać podobną formę podróżowania?

Pakuję Plecak i Jadę:

Myślę, że najlepiej będzie, jeśli w tym miejscu opowiem historię, o której z gorączką i toną bakterii we krwi, pisałam tuż po powrocie do Gdańska. Tak, więc siedziałam na śpiworze, oparta o plecak i karimatę pod Galerią Krakowską, wieczorową porą. Jadłam, a raczej celebrowałam każdy kęs 2forYou z MC. Cóż, życie na chlebie z salami skończyło się, po 24h spędzonych w busach, biedna polish girl, obudziła się w swoim kraju pełnym polskich złotówek J. Założyłam słuchawki na uszy i odpaliłam jedyną, działająca stację radiową w moim „starym”-nowym chorwackim telefonie. Niezawodny Huawei popłynął bezpowrotnie podczas, którejś tam burzowej powodzi z przed tropikowymi błyskami J (w sensie, że mogliśmy te błyski oglądaćJ. Było mi smutno, bo nienawidzę powrotów, ale nagle dotarło do mnie, że właśnie SPEŁNIŁAM MOJE MARZENIE, a raczej SPEŁNILIŚMY wraz z moim wspaniałym, zwariowanym kompanem, poznanym przez międzynarodową grupę podróżniczą na Facebooku -Marlonem! Przez prawie dwa miesiące, dokładnie – 50 dni, nosiłam swój dom na plecach z Berlina przez Split do Gdańska i wiem, że chcę więcej. Ta podróż jeszcze bardziej uświadomiła mi, że moim domem jest droga. Teraz to już nie tylko słowa. 43 noce w namiocie NA DZIKO, łącznie z tą, w centrum miasta na trawniku, z praniem rozwieszonym przez barierkę przy rzeczce ( przechodziący obok ludzie nie mogli z beki hahaha ) 3 noce z prawdziwym dachem nad głową, 1 noc w kamperze (Kiedy mądrzy my, rozbiliśmy się na klifie, a potem o mały włos nie wylądowaliśmy z wiatrem i ulewnym armagedonem w morzu haha, uratowała nas para z Manchesteru ), 1 noc na stacji benzynowej w Słubicach, gdzie lokalsi na nas widok zareagowali: „O kur*a, Podróżnicy!” hahaha i 1 noc w śpiworkach pod gołym niebem . Istne hobo life. Prysznice w umywalkach, jeziorze, rzece, morzu, pod kranami na plaży z tak lodowatą wodą, że nawet co nie jeden Mors by odpadł haha. Golenie nóg , brody, salon fryzjerski nad górskim potokiem w Karkonoskim Parku Narodowym zawsze spoko. Freeganizmowe włamy i grzebanie w śmietnikach w pogoni za jedzeniem haha. W każdym kraju piliśmy kranówę na lajcie lub korzystaliśmy z punktów z wodą zdatną do picia. Tych wszystkich toalet pod milionami gwiazd nie zapomnę nigdy. Zabrzmi to durnie i żałośnie, ale dosłownie za każdym razem, gdy wieczorową porą wychodziłam z namiotu i robiłam siku, zdawałam sobie sprawę, że dla takich chwil warto życ, szczególnie, gdy w naszej melince w Trogirze, tuż nad głową przelatywał mi samolot haha Kuchnię urządzaliśmy zazwyczaj przyziemnie obok zielonego, namiotowego domku, ale zdarzyło się nam gotować również w Lublanie na ławce w parku niczym totalni Homelesses (ten sam park z Urbexem – patolą i ćpunami, gdzie mądrzy sobie accomodation zrobiliśmy na dwie noce haha omg) i w miasteczku Bled w altanie na wypasie z przedłużaczami i prądem Na risotto, spaghetti z butli i gazu zawsze cieszyłam się, jak głupia. Przygotowywana tak samo kawa z kradzionym cukrem ze stacji benzynowych haha, zdecydowanie wygrywała ze Sturbucksem. Naczynia zmywaliśmy w jeziorze, rzece, albo w deszczu haha Pamietam taką śmieszkową sytuację, gdy w Słowenii kręciliśmy bekę na maksa, myjąc metalowe sztućce w jeziorze Bled ze światełkowym widokiem, bijącym od hoteli dla bogaczy, robiących shit kasą. My cieszyliśmy się z małych pierdół, enjoy the moment. Zawsze chodziliśmy wlasnymi szlakami na dziko haha, łącznie w górach, lądując potem np. na 3 kilometrowej trasie przez potok ze skałami do szczytu czy przedzierając się przez krzaki jagód wspinając po właściwie pionowej ścianie buszu haha Chorwackie zachody słońca mają magię, jakiej nigdy wczesniej w życiu nie doświadczyłam! Wszystkie bałkańskie i niebałkańskie światełkowe widoki zostaną ze mną już na zawsze… Podczas podróży spotkaliśmy mnóstwo wspaniałych, dobrych, zwariowanych Dusz, łącznie z przesympatycznym kierowca na dragach, ktory z hard muza techno robil w aucie hard after party po hard party w Bosni, dał nam w prezencie energetyki, fantę, 10 bośniackich marek, kilka paczek chusteczek higienicznych, poczęstował nas fajkami, które odpalał trzymając papierosa w ustach (ja podziękowałam haha), pytał nas o grzyby, a kiedy wysiedliśmy, okazało się, że zgubil droge do domu. Dzięki tej podróży jeszcze bardziej uwierzyłam w dobrych ludzi, nasz niesamowity świat i że warto mieć marzenia i o nie walczyć. Marlon dodałby jeszcze jeden wniosek, że nieważne jest to, co się chce, ale liczy się to, czego się potrzebuje.

Co do odpowiedzi na pytanie, czy ,,Hobo Life” jest dla każdego to już każdy sam musi sobie odpowiedzieć, ale myślę, że warto chociaż raz spróbować takiego stylu podróżowania, by się przekonać. Ku przestrodze, nie bierzcie przykładu ze mnie i uczcie się na moich błędach (śmiech) :). Aktualnie leczę się z jakiegoś syfu, z którym wyjechałam z cudnej Chorwacji omg umieram z bólu, tym razem to nie to psychiczne moje psychiczne gó*no , wiec przynajmniej paracetamol ogarnia Goraczka, rzyganko. Poszłam do lekarza, zrobiłam badania i się przestraszyłam Nie polecam takich akcji po podróżniczych, albo podczas podróżniczych. Z kolei polecam nie powtórzyć mojej głupoty i nie odwalić takiego sknera low buget, jak ja hahaha (śmiech):).

Picie kranówy po wszystkich możliwych stacjach benzynowych, jedzenie ze śmietników i brudnymi łapami, niemycie owoców i warzyw, wlewanie w siebie litrami najtańszych energetyków itd. może nie było do końca mądre, ale na pewno poje*ane. Odnośnie naszych jadłodajni w niekoniecznie higienicznym=ch warunkach, to potem zdziwko, że wylądowałam w Gdańsku z milionem bakterii we krwi i moim siku omg (śmiech):).

Tak wiec, przygoda fajna, nasze fancy kanapki zajebiste, oniemiałam z wrażenia na widok ogórka świeżego ogarniętego na mega promce w Lidlu 🙂 ale na dłuższa mete takiej hobo gastronomii nie polecam. Survivers Surviversami, hobo life hobo lifem, beka beką, ale nie jesteśmy zwierzętami, wciąż ludźmi żyjącymi wciąż w 21 wieku Dbajmy o siebie. Oooo jeszcze ważna kwestia na koniec, to nocowanie na dziko, obydwoje byliśmy w szoku, jak łatwa okazała się organizacja takiego sposobu zakwaterowania, nawet w miejscach niedozwolonych, na przypale, jak to my. Jedną z takich miejscówek, gdzie spędziliśmy najwięcej czasu było wzgórze w Parku Marjan w Split. Polecam wszystkim Autostopowiczom, Backpackersom zecydowanie. Nocowaliśmy tam na dziko na lajcie przez tydzień. Po moim powrocie do PL, Marlon koczował sam przez kolejnych 9 dni. Podczas całego pobytu, nikt nas nie wyczaił, mimo, że auta – patrole jeździły wieczorami i nocą. Ponadto Marlon wieszał pranie w tej melince i mówił, że potem z alejki widoczne były kolorowe ciuchy haha i też nikt nie zwrócił uwagi na ubrania. Śmiałam się, że no cóż, ludzie pomyśleli, że to kolory jesieni haha

Tempus:

Ważnym aspektem na wyjeździe są finanse. Powiedz nam w jaki sposób pozyskujesz środki na swoje podróże?

Na pewno chcielibyśmy wiedzieć , jaki był  + – koszt ostatniej wyprawy na Bałkany?

Pakuję Plecak i Jadę:

Moja prawie dwumiesięczna podróż na Bałkany wyniosła mnie ok. 2000zł, z tym, że ok. 4 stówy poleciały na busy i pociąg ze Splitu do Gdańska w mojej awaryjnej sytuacji. Wiem, że mogliśmy ogarnąć tego tripa jeszcze bardziej niskobudżetowo i do tego będziemy dążyć. Brak pieniędzy to naprawdę nie jest przeszkoda w podróżowaniu, jedyną barierą jest akceptacja bądź brak akceptacji trudnych warunków. Jeśli chodzi o pozyskiwanie kasy na tripy, od zawsze żyję skromnie. Na podróże oszczędzam, jak mogę odkąd zaczęłam zarabiać pierwsze, własne pieniądze, oczywiście kiedy jeszcze mogłam pracować… Rzeczy materialne nie mają dla mnie znaczenia (o czym mówi chociażby fakt ponad 6 LETNICH tripów mojego Huawei P9lite, który utonął podczas naszej podróży na Bałkany podczas którejś z burzy). Z powodu przyjmowanych tabsów, 7 lat temu imprezy zamieniłam na podróże i genialnie się bawię. Nie jem na mieście i właściwie to jest takie pro zdrowie, bo nie pakuję w siebie tych beznadziejnych, fast food’owych kalorii. Może to niecodzienne, ale jako dziewczyna, wpadam do galerii handlowych dwa razy w roku, podczas letnich i zimowych wyprzedaży, albo i rzadziej i nie kupuje drogich ciuchów, a moim ulubionym sklepem jest Sinsay. Nie używam drogich kosmetyków, mój ulubiony i niezawodny puder to wciąż ten najtańszy dla nastolatków z Rossmanna, a tusz do rzęs – Maybelline za 15zł. Myślę, że jednak mimo wszystko nie chodzę obdarta, a mój profesjonalny make up bardzo mi się podoba. Nie podróżuję autem, ale z biletem miesięcznym – autobusami i tramwajami i funkcjonuję tak przez całe życie. Moje tripy były zawsze niskobudżetowe, nie straszne mi są trudne warunki w podróży, liczy się możliwość poznawania świata i każde spełnione marzenie. To moje świadome wybory, kwestia priorytetów. Przerabiałam noclegi np. pod gołym niebem, na plaży, na liściach na ręczniku w lesie, na szczycie góry w śpiworze przy ognisku, na stacji benzynowej, w jadłodajni, pod knajpa na ławce z głowa na stole, na dworcu, w bagażniku, na przystanku autobusowym, w drewnianym domku w lesie bez łazienki z wychodkiem i carbonara z ogniska i woda z rzeki, zamarzłam i przemokłam nie raz, gdy kończył mi się $$$$, jadłam suchy chleb tostowy, a couchsurfing, prysznic, dach nad głową i łóżko to dla mnie all inclusive. Autostop uczy doceniania małych rzeczy i czerpania z nich radości maksymalnie.

W trakcie naszej podróży na Bałkany założyłam zrzutkę. Nasza podróż życia była totalnie niskobudżetowa, przez prawie 2 miesiące, poza 4 nocami z dachem nad głową i 1 pod gołym niebem, codziennie mieszkaliśmy w namiocie, jedliśmy w kolko chleb z salami, raz na jakiś czas wpadnie przepyszne risotto z kiełbasą made by Marlon. Dzięki freeganizmowi, zawsze też na skipach upolowaliśmy jakieś jedzenie. Mój Kompan uskuteczniał swoje gitarowe performance’y na ulicy i dzięki temu zarabiał dla nas hajs. Moje oszczędności zaczęły się jednak kończyć… Dla Polki za granicą, nawet autostopowa podróż do krajów, w których płaci się głównie w euro, okazała się nie być wcale taka tania, by przetrwać potrzebowałam więcej środków niż założyłam. Do tego doszła kasa na psychotropowe tabsy…W Splicie, zanim wróciłam do Gdańska, chcieliśmy podjąć jakąś pracę, work away, wolontariat, ale wiedziałam, ze przez moje durne errory w mózgu, nie ogarnęłabym tej pracy zbyt długo, mimo ze bardzo bym chciała. Nie chciałam z kolei żyć na utrzymaniu mojego Kompana na dłuższą metę, było mi głupio. Tak samo zresztą czułam się na maksa niezręcznie, niekomfortowo, wychodząc z prośbą o kasę do Dobrych Ludzi…, ale zmusiła mnie do tego moja nieuleczalna, psychiczna choroba afektywna dwubiegunowa…Byłam w szoku, kiedy do czasu powrotu do domu udało mi się uzbierać prawie 1000zł, czyli na jakieś kolejne 1,5msc w hobo podróży Życia. Z tego miejsca chciałabym bardzo bardzo serdecznie podziękować wszystkim wspaniałym osobom, które zdecydowały się mi pomóc i wrzucić jakiś pieniążek. Dla mnie znaczy to bardzo dużo, ten 1000zł to realizacja mojej pasji, niefarmakologiczny lek na dwubiegunówkę i spełnione marzenia. Dziękuję.

Tempus: Jeżeli mają Państwo pytania do naszej bohaterki zapraszam do kontaktu:

waniliowyswiat@gmail.com +48883180132 https://www.facebook.com/pakujeplecakijade

Agnieszko, dziękuję  za rozmowę! Oczywiście możesz pozdrowić najbliższych 🙂

Pakuję Plecak i Jadę: 

Pozdrawiam raz jeszcze serdecznie wszystkich Dobrych Ludzi i przesyłam dużo słońca. Pamiętajcie, że warto mieć marzenia, warto walczyć o marzenia, warto spełniać marzenia.

Tempus:

Pozdrawiamy, życząc zdrowia jak i samych sukcesów.

Przypomnę że nasza bohaterka często gromadzi środki na wyjazdy poprzez ogólnodostępne zrzutki, dostępne

w sieci. Jeżeli chcesz pomóc w odbyciu kolejnej podróży, a cel jest zacny,  poniżej umieszczamy adres jednej z nich:

Jeżeli chcesz wesprzeć finansowo naszą bohaterkę, poniżej bezpośredni numer konta:

41 1140 2004 0000 3602 7638 8997

W tytule przelewu: Pakuję plecak i jadę

Tempus:

Agnieszko, życzymy ci mnóstwo niezapomnianych podróży jak i zdrowia 🙂

Do zobaczenia w kolejnym odcinku naszego bloga.

Krzysztof Stachura

Tempus Fugit