Z „Niedźwiedziem” w Jordanii

Opublikowano: 2 października, 2023

Witam serdecznie Drogich Czytelników!

Zapraszam do rozmowy z stałym bywalcem mojego bloga, Andrzejem ,,Niedźwiedziem z Dominikany”. Tym razem pogadamy o pięknej Jordanii. Tak się składa, że mój przyjaciel właśnie wrócił z tego niezwykłego kraju i opowie o tym, co tam widział oraz zachęci do odwiedzenia tej cudnej krainy. Zaznaczam że, Andrzej wraz ze swoją Małżonką Magdą (którą serdecznie pozdrawiam) to stali i jak sami podkreślają, zadowoleni klienci TempusFugit i SunCenter.

Krzysztof Stachura: Andrzeju, ostatnio opowiadałeś o podróży do Omanu, a tym razem wybraliście podobny kierunek, czy to znaczy że zakochałeś się w klimatach pustynnych i orientalnych? Zacznijmy od odpowiedzi na pytanie – czemu akurat Jordania?

Andrzej Młynarczyk: Bardzo mi miło, że znów jestem gościem TempusFugit i SunCenter, gdyż po raz kolejny mogę podzielić się swoimi wrażeniami z wyjazdu. A pozwól, że zaskoczę wszystkich i zacznę nietypowo, czyli od wspomnień z młodości.

Otóż, będąc nastolatkiem grałem na słynnej Amidze w grę, która nosiła tytuł „Conflict” i pozwalała mieszać w sprawach polityki Bliskiego Wschodu. To wtedy po raz pierwszy zacząłem czytać o krajach tego regionu, a w wyobraźni pojawiły się miasta takie jakie Amman. Z tym zastrzeżeniem, że w latach dziewięćdziesiątych, świeżo po zakończeniu PRL, nawet nie przypuszczałem, że będę mógł naprawdę pojechać w te rejony świata i na własne oczy zobaczę, jak wygląda odległa Jordania.

Krzysztof: Czyli zrealizowałeś marzenie z młodości?

Andrzej: W jakiejś części na pewno tak. Choć przyznaję, że chciałem także zobaczyć miejsca związane z historią słynnego Lawrence`a z Arabii. Jak wiesz mnie i moją Cudowną Małżonkę interesuje historia, a akurat ta z czasów Wielkiej Wojny 1914-1918 szczególnie. Dlatego wiele sobie obiecywaliśmy po tej podróży.

Krzysztof: Udało się?

Andrzej: Zdecydowanie tak! Po pierwsze mieszkaliśmy blisko Akaby, a więc miasta które słynny brytyjski awanturnik podbił wraz z arabskimi powstańcami, pokonując tureckich żołnierzy. Był to jeden z decydujących punktów w karierze Lawrence`a, ale także dowód na to, że plemiona arabskie potrafią zaskakiwać działając wspólnie. To dzięki temu udało im się stawić czoła nowoczesnej armii, która czerpała wzorce z Europy. I teraz najważniejszym miejscem Akaby jest Plac Wielkiej Rewolucji Arabskiej, na którym stoi ogromny maszt i powiewa z niego największa na świecie flaga, którą można dostrzec z Egiptu oraz okupowanej Palestyny.

Niestety, od razu dodam, że we współczesnej Akabie niewiele znajdziemy pamiątek z tamtych odległych czasów. Jedyne muzeum było akurat zamknięte, więc nie zobaczyliśmy jakie skarby skrywa. Ale udało się zwiedzić to co pozostało z fortu zajmowanego przez Turków, którego działa skierowane były na zatokę.

Krzysztof: Przyznaję, że Jordania bardziej kojarzy się turystom z biblijnymi opowieściami oraz atrakcjami w rodzaju kąpieli w Morzy Martwym, a ty zaskakujesz opowiadając o dziejach pierwszej wojny światowej. Czyżbyście w ogóle ominęli obowiązkowe atrakcje Jordanii?

Andrzej: Owszem, darowaliśmy sobie wszystkie miejsca związane z biblią i jej opowieściami. Uznaliśmy też, że tym razem zdecydowanie odpuścimy sobie także Morze Martwe i zabytki, do których trzeba by było jechać około 5 godzin w jedną stronę. Po prostu byliśmy zbyt krótko, aby móc sobie pozwolić na tak rozbudowany plan. Za to będąc w pobliżu Akaby odwiedziliśmy słynną Petrę oraz wyjątkową pustynię Wadi Rum.

Krzysztof: Czyli jednak odhaczyliście na swojej liście te miejsca, bez których nie wyobrażamy sobie wizyty w Jordanii. A co o nich powiesz? Czy było warto?

Andrzej: Tak, zdecydowanie było warto i nie jest to żadne zaskoczenie. Wystarczy sięgnąć po pierwszy z brzegu przewodnik, aby przeczytać o tym, że są to miejsca znajdujące się na szczycie listy pt. „co każdy turysta musi zobaczyć w Jordanii” i trzeba przyznać, że przewodniki nie kłamią. Szczególne wrażenie zrobiła na nas Petra, ale zastrzegam, że tam jednak trzeba się uzbroić w pewną dawkę cierpliwości, gdyż jest to miejsce, które przyciąga wielu turystów, a co za tym idzie także handlarzy usiłujących im coś sprzedać. Niestety, przez ten zgiełk i chaos Petra sporo traci i trzeba umieć wyłączyć się z tego wszystkiego, aby skupić się na pięknie miejsca.

Z pustynią jest nieco inaczej, gdyż tam łatwiej jest o to, aby po prostu podziwiać niesamowite krajobrazy i zmieniające się kolory. Zapewne będzie to oklepany banał, ale naprawdę warto tam pojechać by przekonać się o niezwykłej magii tego miejsca.

Krzysztof: No, właśnie – czy Jordania jest krajem, w którym turystę łapie się za rękaw i wciąga do sklepu namawiając na kupno pluszowego wielbłąda made in China?

Andrzej: Nie, zdecydowanie nie. Jordańczycy są bardzo mili i nawet jeżeli zapraszają do sklepów, czy straganów to robią to spokojnie i zupełnie nienachalnie. Wystarczy z uśmiecham odpowiedzieć nie i nikt nas nie będzie ciągnął za rękaw. Niestety, zachowanie Beduinów w Petrze jest czymś skrajnym i czasami bardzo nieprzyjemnym. Ale podkreślam, że to wyjątek, który prawdopodobnie wynika z tego, że sami turyści przyzwyczajają handlarzy do określonych zachowań.

Krzysztof: Skoro już jesteśmy przy temacie kultury i różnych zachowań, to opowiedz coś więcej o samych Jordańczykach. I oczywiście o tym, jak jest z tym szariatem i ogólnie specyfiką muzułmańskiego kraju?

Andrzej: Tak jak wspomniałem, Jordańczycy zrobili na mnie bardzo dobre wrażenie. Po pierwsze musimy pamiętać, że w tym kraju jest niesamowita mieszanka narodowościowa, gdyż spotkamy tu bardzo wielu Palestyńczyków, ale także Syryjczyków, czy Irakijczyków. Wynika to z burzliwej historii regionu, która zmusiła wiele rodzin do zmiany miejsca zamieszkania. Ale obecnie właśnie to czyni Jordanię bardzo ciekawym i kolorowym krajem, w którym łączą się tradycje kilku nacji. Choć oczywiście wspólnym mianownikiem jest tu islam.

I warto w tym miejscu podkreślić, że w kulturze Jordanii przez wieki ważną rolę odgrywała tradycyjna gościnność i jakieś echa tego znajdziemy i dziś. Mimo, że wiele się zmieniło, to Jordańczycy chętnie rozmawiają z turystami, pytają o kraj, z którego przyjechaliśmy i lubią kiedy my chcemy się dowiedzieć czegoś o Jordanii. Coraz bardziej popularne staje się uczenie się języka angielskiego, więc naprawdę nie mieliśmy problemów by dogadać się, a szczególnie z młodymi Jordańczykami. Starsi często pomagali sobie translatorami wbudowanymi w telefony, czym też nas nieco zaskoczyli.

Zaś jeśli chodzi o szariat, to oczywiście musimy pamiętać, że jesteśmy w kraju muzułmańskim. Pewne zachowania są po prostu źle widziane i dobrze jest zapoznać się przed wyjazdem z tym, czego lepiej na ulicy nie robić. Nie chodzi o to, że coś nam się stanie, ale szacunek dla naszych gospodarzy powinien nam podpowiadać, aby w miejscach publicznych na przykład nie odsłaniać zbyt wiele.
Moja żona podczas wędrówek zwykle miała zasłonięte włosy i ten drobny gest szacunku dla kultury i religii był bardzo dobrze przyjmowany przez Jordańczyków.

Krzysztof: Czyli nie natknąłeś się na nic takiego, co jakoś specjalnie by Cię zaszokowało?

Andrzej: Tak, nawet bardzo. Po pierwsze ze zdumieniem odkryliśmy, że w Jordanii nie tylko funkcjonują sklepy z alkoholem, ale też w kraju produkuje się bardzo dobre wino. Oczywiście w branżach tych pracują osoby, które nie są muzułmanami, ale w samej Akabie naliczyliśmy kilka sklepów, w których można było kupić najróżniejsze trunki.

Po drugie zaszokowało mnie, a może raczej pozytywnie zaskoczyło, że wszędzie jest naprawdę bezpiecznie. Mieliśmy chyba tylko dwa przypadki, gdy ktoś podszedł do nas prosząc o pieniądze. W jednym miejscu podeszła do nas kobieta z dzieckiem i tłumaczyła, że jest ono chore i potrzeba jej pieniędzy na leczenie. W innym przypadku również kobieta poprosiła nas o drobne, ale sami Jordańczycy, z którymi wtedy rozmawialiśmy byli najwyraźniej oburzeni jej zachowaniem i wyraźnie prosili ją by odeszła.

Poza tym czasami zagadywały do nas starsze dzieci i kiedy dawaliśmy im owoce to bardzo się cieszyły.
Dodam, że zaskoczeniem było także to, że bez problemu mogliśmy zwiedzić meczet w Akabie. Nikt nie robił nam kłopotu z wejściem i nie przeszkadzał, gdy byliśmy wewnątrz. Uwierz mi, że naszym największym, bardzo pozytywnym zaskoczeniem była ogromna uprzejmość Jordańczyków.

Krzysztof: To może przejdźmy do konkretów, które na pewno zainteresują każdego planującego podróż do Jordanii: jak wygląda baza turystyczna w tej części Jordanii, w której byliście i o czym warto pamiętać przed wyruszeniem?

Andrzej: Baza turystyczna jest zadziwiająco dobra. Po pierwsze w samej Akabie jest port lotniczy, co prawda mały, ale jego istnienie bardzo wiele ułatwia. Ważne jest też to, że w mieście i okolicy znajdziemy hotele, hoteliki, kwatery, chyba na każdą turystyczną kieszeń.

Oczywiście wiem, że Jordania ma opinię kraju, w którym wszystko jest drogie, ale proszę uwierzyć – wszystko zależy od tego, jak zaplanujemy urlop. Jeżeli chcemy stołować się na mieście w lokalach nieco mniej turystycznych, to naprawdę nie zapłacimy wiele. Jeśli jednak wybierzemy restauracje w bardziej europejskim stylu, to szybko odczujemy, że ceny są tam znacznie wyższe.

Jeżeli chodzi o ceny bilety wstępu do atrakcji turystycznych, to nie są one niskie, ale też sporo znajdziemy miejsc, w których w ogóle nie jest wymagany bilet i można je zwiedzać za darmo. W samej Akabie darmowe jest wejście do twierdzy osmańskiej, a także na teren wykopalisk, gdzie możemy zobaczyć ruiny najdawniejszego miasta. Nie trzeba również płacić za zwiedzanie meczetu.

Jako ciekawostkę podam, że w mieście bez problemu trafimy na całkiem czyste i zadbane, całkowicie darmowe toalety.

Jeżeli chodzi o praktyczne rady, to polecam zabrać ze sobą dobry humor, gdyż Jordańczycy lubią żartować i śmiać się.

Krzysztof: A czy udało wam się przeżyć jakąś niesamowitą przygodę, o której mógłbyś opowiedzieć?

Andrzej: Myślę, że cały ten wyjazd był wielką przygodą. Jednak mogę opowiedzieć, że podróżując staramy się być (choć trochę!) kimś w rodzaju ambasadorów Polski i pozostawiać po sobie dobre wrażenie. Bardzo staramy się, aby turyści z Polski kojarzyli się z uprzejmą, miła rozmową i żartami, a nie tylko z targowaniem się do ostatniego centa. Tym razem bardzo pomogły nam misie do przytulania.

Otóż przed wyjazdem kupiłem u pewnej pani, która sama wykonuje na szydełku najróżniejsze maskotki, kilka sympatycznych misiów. W plecaku nie zajmowały wiele miejsca i były całkiem lekkie, więc dobrze się z nimi podróżowało. Te właśnie misie rozdawaliśmy podczas naszych rozmów z Jordańczykami oraz w podziękowaniu za pomoc.

Ludzie byli tym bardzo miło zaskoczeni i cieszyli się z podarków przywiezionych z odległej „Bulandy”.

Krzysztof: W takim razie, spróbujmy nieco podsumować i spróbować odpowiedzieć, czy to przyroda, ludzie, a może zabytki, co jest tym wielkim magnesem, który przyciąga turystów do Jordanii?

Andrzej: Trudne pytanie. Naprawdę trudne, gdyż Jordania jest niesamowitym krajem i wszystko nas tam oczarowało. Uwierz mi, że obiecaliśmy sobie powrót, choć tym razem chcielibyśmy zobaczyć okolice Ammanu oraz samą stolicę. Jednak zdecydowanie Jordania nas oczarowała i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że każdego może zachwycić. Choć pewnie jedni bardziej pokochają to miejsce za bajeczny, orientalny klimat, inni za zjawiskową przyrodę, a nie zabraknie takich, których oczaruje kultura oraz humor Jordańczyków.

Krzysztof: A kuchnia? Co z kuchnią? Jakie smakołyki czekają na nas w Jordanii?

Andrzej: Faktycznie, to jest dopiero temat! Przypomnę tylko, że już wcześniej powiedziałem o tym, że Jordania to ogromny tygiel kultur i narodów. Jakoś tak zwykle bywa, że w takich okolicznościach rodzi się cudowna kuchnia, która łączy ze sobą wszystko to co najlepsze wnosi każda ze stron.

Znajdziemy tu dania palestyńskie, libańskie, egipskie, syryjskie, czyli to co w kuchni arabskiej najlepsze. Pozostałością po czasach osmańskich są oczywiście słodycze, pełne pistacji i miodu. Za to Beduini wnieśli do jordańskiej kuchni wspaniałą kawę oraz dania z dziczyzną (niestety, dziś coraz rzadziej spotykane). A skoro znajdziemy się okolicy zatoki, to bez trudu trafimy na knajpki z owocami morza. Słowem, kuchnia jordańska zachwyciła nas i całkowicie podbiła serca!

Mnie oczarowały smaki i zapachy grillowanych mięs i warzyw. To po prostu istna poezja na talerzu!

Krzysztof: Ale nie powiedziałeś ani słowa o tym, jak oceniacie sytuację kobiet-turystek w Jordanii. Czasami spotyka się opinie, że w krajach muzułmańskich nie są zbyt mile widziane.

Andrzej: Wspomniałem już o tym, że bardzo staramy się szanować gospodarzy i ich obyczaje. Żona zasłaniała włosy zwykłą chustą i spotykaliśmy się wtedy z bardzo miłymi uwagami. Z drugiej strony, gdy zapominała tego zrobić, to nigdy nie usłyszeliśmy niczego złego, ani nie natrafiliśmy na jakieś przykre zachowania. Mogę nawet powiedzieć, że czasami to ja czułem się nieco dziwnie, gdyż rozmowach to Jordanki wolały zachowywać dystans wobec mnie i najwyraźniej lepiej się czuły, gdy to moja żona mówiła z nimi, czy podawała im prezent.

To są oczywiście drobne rzeczy, ale one pokazują, że będąc w Jordanii musimy się pogodzić z tym, że świat mężczyzn i kobiet jest nadal bardzo rozdzielony. Może turystki nie odczują tego tak mocno, szczególnie jeżeli nie oddalają się od utartych tras, ale wchodząc do sklepików oddalonych od hoteli, czy muzeów z całą pewnością natrafimy na bardzo tradycyjny islam.

Krzysztof: Pozwól, że zapytam jeszcze o kwestie dostępności informacji turystycznej na miejscu. Jak to funkcjonuje?

Andrzej: Niestety, nie widzieliśmy nigdzie takich punktów, w których można by było zasięgnąć informacji. Owszem, były drogowskazy sugerujące, że takie miejsca były lub może są planowane, ale kierując się strzałkami i tabliczkami nie znaleźliśmy żadnego z nich. Za to po prostu pytaliśmy o drogę, czy informację młodych Jordańczyków, którzy byli bardzo pomocni. Zawsze też można zapytać w mijanych hotelach, których obsługa z cała pewnością nam pomoże.

Zaznaczam, że przed wyjazdem dobrze jest przygotować sobie jakiś plan i przemyśleć gdzie chcemy się udać oraz co zobaczyć. Na pewno przydatne będzie wykupienie dostępu do Internetu, czyli zaopatrzenie się w kartę SIM.

Krzysztof: W takim razie ostatnie pytanie, ale wcale nie błahe. Co przywieźć z Jordanii?

Andrzej: Odradzam chińszczyznę oraz produktu z Turcji i Indii, których zatrzęsienie znajdziemy na straganach. Za to polecam fantastyczne przyprawy, które łatwo znajdziemy w sklepach i na straganach. Doskonałym pomysłem na prezent dla naszych bliskich są wspaniałe słodycze, których wybór jest ogromny. Oczywiście wiele osób sugerowało nam, aby kupić kosmetyki produkowane na bazie naturalnych składników, a także artystyczne wyroby miejscowych rzemieślników.

Podpowiem, że rząd jordański oraz liczne organizacje społeczne wspierają rozwój najróżniejszych spółdzielni i przedsiębiorstw, które aktywizują ludność oraz pozwalają włączyć się do przemysłu turystycznego. Dzięki temu lokalni artyści i twórcy mają gdzie sprzedawać swoje wyroby, które są naprawdę wyjątkowe. Warto poszukać takich sklepików!

Co równie ważne, to właśnie w tego typu sklepach, a nawet restauracjach działających w ramach różnych programów rządowych pracę znajdują kobiety. Jak łatwo się domyślić, w tradycyjnym konserwatywnym społeczeństwie muzułmańskim to mężczyzna był tą osobą, która zarabiała na rodzinę. Dziś wiele się zmienia i w Jordanii spotkamy panie, które kształcą się i pracują zawodowo.

Krzysztof: Bardzo dziękuję za tę kolejną ciekawą  rozmowę i mam nadzieję, że udało nam się zachęcić czytelników do podróży do Jordanii!

I oczywiście do usłyszenia i zobaczenia w kolejnym o